Od Niklausa
Odwróciłem się. Chol.era, wciąż biegną - zakląłem w duchu. Starałem się
ich zgubić już ze trzy razy, a oni jak natrętne owady co rusz się
pojawiają. Najskuteczniej byłoby ich po prostu zabić, ale mają przewagę,
a ja jestem zmęczony tym całym bezsensowym pościgiem. Słońce nieźle
przygrzewa mnie w grzbiet, bo oczywiście czarne futro okazała się
świetnym magnesem na promienie UV.
Powoli opadałem z sił, no bo ileż można uciekać, w pewnym sensie nużyło
mnie to ciągłe życie w biegu. Czas pozbyć się moich kolegów. W głowie
powoli układałem dość skuteczny plan, żeby załatwić każdego z nich, więc
pora wdrożyć go wżycie! Odnalazłem wzrokiem drzewo o dość szerokim pniu
i obiłem się od niego z całej siły taranując jednego z napastników, nie
czekając na jego reakcję zatopiłem zęby w szyi i wyrwałem mu porządny
kawał skóry - nie będzie w stanie walczyć, więc nie jest już moim
problemem, za pewne wykrwawi się nim skończę z jego towarzyszami.
Ruptis ossa singulatim tuo ipsum habebis inimicum occidere - nikt nie
mówił, że będę grał czysto. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech kiedy
łapy basiora zaczęły pękać, najlepsze było jak trzasnął mu kark,
biedulek gdyby żył miałby niezły reumatyzm, ja mu tylko tego
oszczędziłem.
Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu ostatniego natrętnego przybysza,
kiedy nagle coś rzuciło mi się na plecy - A tu cię mam! Przewróciłem się
na plecy by unieruchomić przeciwnika, jednym szybkim ruchem pozbawiłem
go serca, została tylko kupa kości i futra z dziurą na klacie.
-Io to by było na tyle - byłem całkiem niezły, i może dalej bym
świętował swoje zwycięstwo gdybym nie zauważył wadery przyglądającej się
mojej osobie. Strach w jej oczach dał mi nie małą satysfakcję.
-Witaj, kochana - zawadiacki uśmieszek na pysku nie zaszkodzi, dawno nie
miałem okazji żeby się rozerwać, nawet na jedną noc, więc czemu by nie?
<Wadero? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.